Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

świata. I byłożby to zniżenie, bardzo wątpię. Ja bym to miał za postęp.
Tu to można powtórzyć przysłowie — o belce w oku własném a słomce w oku bliźniego; bo każdy doskonale widzi śmiészność swojego sąsiada, poznaje się na farbowanych lisach stopniem od siebie wyższego; a ślepy jest dla siebie samego. — Wszyscy śmieją się ze wszystkich a niepoprawia się nikt.
Wróćmy do Sędziego, do którego domu czytelnika wprowadzić chcieliśmy. Dom to był stary ślachecki, na takiéj stopie, na jakiéj go fortuna właściciela naturalnie stawiała; żadnego w nim udawania i dodawania.
Sędzia pięćdziesiątletni człowiek, rozsądny i oświécony, miał tylko jedną wadę — nie lubił panów i przypisując im wszystko złe i wszystkie nieszczęścia krajowe, otwarcie ich szczérze nienawidził.
To naturalnie uczyniło go popularnym u ślachty; która tém więcéj go kochała, im więcéj on na panów się zżymał. Sędzia nie odebrał był wychowania świetnego, ani na-