Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

trzymać jak najdłużéj. Poczyniono do tego stosowne przygotowania, upewniono się o zwierzu w kniei, wybrano co było najlepszego w piwnicy i sprowadzony kucharz, smażył już od wczoraj, wielkie prowizje przysmaków.
Piérwszym z gości przybywający, był otyły pan Antoni z bakembardami, któregośmy już widzieli u pana Augusta, prawiącego o grubéj zwierzynie — Był to najzajadlejszy demagog w powiecie; i niedziw, wszystko go odpychało od wyższéj klassy towarzystwa. Niémiał zupełnie wychowania, niémiał prawie majątku, był bez imienia, bez związków, paliła go zazdrość nienasycona złość nieposkromiona. Jego nienawiść gruntowała się jedynie na gniewie — Cale inne były uczucia Sędziego, ten wiedział że nie miał czego zazdrościć, nie zazdrościł, nie, gniewał się, ale gorzéj bo wyszukawszy wszystkiego, co mogło podać panów w pogardę, gardził niémi, brzydził się — Nadto rozsądny, aby niewiedział, że na wszystkie jego argumenta, odpowiedziéć można, niewdawał się w dysputę, lub po prostu nieskończoną