Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

czego innego miała nos czerwony) — zaczęła krzyczéć, płakać, odpychać. Sędzic oburzony uciékł. Postanowił się mścić że go niepokochała; zaciągnął się do ślachty, z pieczeniarza panów, stał się pieczeniarzem półpanków, demokratą, co chcecie. Zaraz na następujących kontraktach na kassynie, sfomentował młodzież do wyrządzenia kilku niegrzeczności Państwu W; narobił wiele hałasu, mnóstwo niedorzeczności i spoczął. Kiedy mówię że spoczął, to znaczy tylko że dał pokój, Państwu W, w szczególności, ale nie zaprzestał prześladować w ogólności panów, których uważał za osobistych nieprzyjaciół. Kilka już odbył pojedynków, w skutek nieroztropnych zaczepek, widział się wyśmianym, zrujnowanym — nic to nie pomogło, wiódł daléj wojnę zażarcie, stał się Don-Quichotem w swoim rodzaju, i za lada cieniem dobywał z pochew języka i szabli.
Sędzic miał lat przeszło trzydzieści, wysoki, barczysty, przystojny; oczy czarne, wąs czarny, usta wcięte, nos orli potężny, postawa atletyczna. Lubił żyć i ostanim już gonił, pietnaście chat można jednego prze-