Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

znajomość, ale ja jestem tak sobie otwarty ślachcic — niech pan wybaczy, niebyłem za granicą, nieznam się na tych tam ceregielach i ceremonijach. — Słyszę pan był naprzód z wizytą u Hrabiów? —
— Byłem odpowiedział Staś patrząc mu się w oczy z krwią zimną — I cóż — ?
— Pewnie z ciekawości, dla poznania domu? hę?
— Zapewne —
— A to niezawadzi pana objaśnić cokolwiek o tym domu — To panie, z dobrego serca — Panie Onufry — rzekł do sąsiada drugiego, Waćpan najlepiéj znasz Hrabiów — powiédz no o nich panu.
Pan Onufry napiętnowany od ospy, suchy i blady ślachcic, ozwał się podnosząc, głowę. —
— Oj! znam na swoje niesczęście tych przeklętych Hrabiów, bodajbym ich nieznał!
Pan Antoni zatarł sobie ręce z ukontentowania, Onufry ciągnął daléj —
— Szachraje i kwita — Trzy lata jeżdżę i ani procentu, ani kapitału odebrać nie mogę,