Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słyszałem —
— Przedał ją po ośmnaście złotych na pniu i wziął naprzód piéniądze; potém mu wyżéj postąpili żydzi, przedał drugi raz i znowu wziął piéniądze. — Piérwszego kupca zbył obligiem i kwita.
— To szkaradnie — ozwał się ktoś —
— To nie prawda — rzekł inny —
— Jakto nieprawda? — prawda święta.
— Wiém z pewnością że nie —
— Tylko proszę, nie broń tych panów.
— Ale kiedy co sprawiedliwe
— Dajno pokój! daj pokój! za krzyczano ze wszystkich stron.
Rozmowa zwróciła się na inny przedmiot, ale po krótkim przestanku, znowu na któregoś z znajomych panów wygadywać zaczęto. Opisywano ich zjazdy, zabawy, sposób życia, rozwodzono się nad brudną stroną jego. Wyciągano więcéj niż podéjrzane wiadomostki, plotki które obiegłszy sąsiedztwo, nabrały na siebie tysiące dodatków. Tak przepędzono cały prawie czas obiadu i wieczór.