Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

wesoła, uśmiéchała się, prowadząc trzy na raz rozmowy. Za jéj krzesłem stali kilku mężczyzn — Reszta gości rozpiérzchła była w salonie, na kanapach, causéuses, krzesłach, stała, chodziła, gwarzyła. Harmonijny był skład towarzystwa pod wszystkiemi względy. Układ i stroje kobiét najlepszego smaku; poznać było od razu co za jedne. Nikogo śmiésznie wystrojonego, z bajecznemi falbanami i napięciami, nikogo prawie uderzającym spososobem śmiésznego. — Toż mężczyzni, jednako ubrani, jednako ułożeni, zdało się bracia rodzeni, nawet ruchy jednostajne, mowa wygładzona i jednotonna. — Zaledwie dwie, trzy postacie, odbijały, na tém tle cokolwiek.
Nie liczę już Xiędza Dziekana, który urodzeniem i wychowaniem zbliżał się do tego towarzystwa, różniąc tylko może suknią od niego. — Najwybitniéj się odznaczali; pani Starościna z staroświecka strojna, z staroświecka gadająca, po staroświecku mańjerowana i odstawująca z gracją, piąty paluszek wyschłéj rączki — Pan Starosta w polskim stroju, z podgoloną czupryną, siwym wąsem, złotolitym pasem i t. d. — Pan Sza-