łański, daleki krewny Hrabinéj, człek z innego świata; ubrany w białą chustkę z haftowanemi końcami, kamizelkę pąsową i frak granatowy starym krojem.
Tych kilka postaci złączyć się i zlać w ogół towarzystwa niemogło — Starościna zawsze zdawała się sama jedna na kanapie, tak od wszystkich odbijała. Starosta sam jeden w tłumie; a nieszczęśliwy pan Szałański, o którego jako kuzyna i domowego nikt się nie troszczył, stał ciągle pod parapetowemi drzwiami i patrzał w ogród.
Hrabina postrzegłszy Stasia, pozdrowiła go, tak poufałém skinieniem głowy, tak milutkim uśmiéchem, że młody, trzpiot, aż zapłonił się z radości. Pośpieszył zaledwie kilka słów powiédziéć Hrabinéj, która go osobom bliżéj siedzącym zaprezentowała.
— Nôtre voisin M. Stanislas.... car, dodała, je vous compte pour vuisin —
Staś się kłaniał i uśmiéchał.
Za krzesłem Hrabinéj, stał między innemi Hrabia Alfred, spytano go — Kto to taki?
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.