Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ah! Un quelqu’un dont le nom m’echappe, voisin ou non, causin à M.Auguste.
A potém piérwsze pytanie —
Est-il riche.
Beaucoup, à ce qu’on dit, odpowiedział pod nosem niechętnie Alfred, kończąc jak za zwyczaj konceptem — A beau être riche, qui vient de loin. —
Kilka osób się uśmiéchnęło, ale po sali poszedł głos — Bogaty, który wcale Stasiowi w oczach gości nie zaszkodził.
Jakkolwiek bądź, zawsze to na bogatych inaczéj wcale patrzą. Wszystkie panie znalazły Stasia — très comme il faut, a wszyscy panowie, prawie z zazdrością poglądali na dobrą jego minę; wyborne i nie przymuszone ułożenie, i tę łatwość znalezienia się w towarzystwie, którą tylko dobre wychowanie daje. — Jednomyślnie Staś został przyjęty do towarzystwa, w które wszedł i indigenat otrzymał. Wnet tysiące znajomości w koło porobił. Musiał prezentować się dwudziestu najmniéj osobom i przyjąć prezentacje kilku. — JW. Hrabia gospodarz szczególny okazując mu