Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

affekt, wziął go pod rękę i przeszedł kilka razy przez salon, jakby wszem w obec i każdemu z osobna pokazując, że go przypuszcza do poufałéj znajomości i pańskiéj swéj łaski. Hrabina kilkakroć obejrzała się na Stasia, kilka razy zwabiła go do swego krzesła, uśmiéchem, słówkiem, skinieniem.
Staś był szczęśliwy; ona w jego oczach tak była zajmującą, tak piękną, tak uroczą!! że młodsze, świéższe, jaśniejące dwudziestoletniemi wdziękami panie i panny, co ją otaczały, gasły wszystkie przy niéj, w oczach Stasia.
Otwarły się podwoje sali jadalnéj, JW. Hrabia podał rękę Starościnéj, Starosta Hrabinéj i tak daléj, daléj, daléj, wszyscy goście, paniom aż do ostatniéj Miss Fanny Oldnick; długi szereg par potoczył się, a za nim kilku jeszcze mężczyzn szli solo, na ostatku pan Szałański, bawiący się żółtą łosiową rękawiczką, zwolna postępował.
Stół był zastawiony wytwornie — Dwie srébrne wazy panowały nad nim, dwa dessery pięknéj roboty, stały na dwóch jego końcach, w pośrodku cukrowa świątynia z cyfrą