Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

— Znasz pan teraz le revers de la médaille mówił Alfred, wszystkich nas z gorszéj strony, może nawet z téj strony, któréj niéma. — Wyznam że zazdroszczę panu bo i jabym ciekawy posłuchać, czy nas tam zupełnie za ludożerców mają?
Hrabia gospodarz zbliżył się sapiąc do żony —
Eh chere amie, rzekł — piją twoje zdrowie, takeś się zagadała, że nieuważasz.
Hrabina powstała lekko z krzesła i dziękowała skinieniem głowy wszystkim, a osobnym Stasiowi, który pełny kielich porwawszy duszkiem go wychylał.
Alfred odszedł od krzesła; rozmowa znowu żywsza poufalsza odnowiła się —
— Jak ja nie lubię takich gwarnych, tłumnych zjazdów, odezwała się Hrabina — to mię na długo rozdrażnia i męczy — Małe towarzystwo, dobrane, kilka osób — selon nôtre coeur — na tém bym zawsze przestała.
— Któżby tego niewolał — rzekł Staś — ale z tego tłumu — niekiedy można się wyłączyć i być sam na sam. Nikt na nikogo nie zważa, każdy sobą zajęty —