Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

Vous croyez? spytała Hrabina — nie patrzą a widzą jednak, nie słuchają, a słyszą czasem, Z naszych imienin, balików, wynosi się najwięcéj komerażów, plotek, potwarzy.
— Któżby o to dbał, żywo odparł Staś —
— Kobiéta musi dbać o swoją sławę — Jeszcze u nas, gdzie lada najmniéjsze dwuznaczne o niéj słówko zabija! Le monde est si méchant!
— Niedbać o niego —
— Gdyby to można — gdyby głos jego niedochodził nas! gdybyśmy my przynajmniéj niewiedzieli, o sądach ludzkich; ale znajdzie się zawsze przysłużny przyjaciel, co ci jad każdéj rozmowy przyniesię każdą obmowę powtórzy.
Gdy to mówiła Hrabina, runęły krzesła, wstawać zaczęto i przechodzić do sali gdzie już czarna kawa, chasse-café, stoliki wistowe écarté, diabełek — czekały na gości. —

KONIEC TOMU PIÉRWSZEGO.