Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/009

Ta strona została uwierzytelniona.

kilku kochanków, ale żaden nie odważył się ożenić; a jednak bogata, dość ładna et même, elle n’est pas bête. Elle joue du malheur.
— Widać, że pułkownikowa, trudna jest w wyborze, rzekł Staś — chce zapewne, ażeby jéj nowy mąż i za starego i za siebie zapłacił, żeby był bogaty, młody, dobrze urodzony, wychowany — i
— O! bynajmniéj, odpowiedziała hrabina. Uwierzyłbyś pan temu, ona chce tylko miłości, rien que de l’amour! Ale miłości jakiéj teraz już niéma na świecie, płomienistéj, całéj w poświęceniach, w wyskokach — w westchnieniach i łzach.
Będzie jéj zapewne czekać do lat sześćdziesięciu! Zatrudnieniem pułkownikowéj jest ciągłe czytanie najnowszych, najognistszych romansów francuskich — Ubóstwia Sanda, całe noce trawi nad Soulié i Dumasem. Zda mi się, że dałaby się zabić kochankowi i umarłaby z roskoszą, byleby kiedy kochał ją kto do takiego stopnia, żeby się aż do sztyletu z miłości posunął. — Myślisz że pan,