Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pani myślisz — spytał Staś uszczęśliwiony.
— Ja nic nie myślę — odpowiedziała Hrabina. Tylkom bardzo ciekawa.
— A niepotrafi Pani zgadnąć?
— O! nic a nic!
To mówiąc spójrzała na niego, a oczyma mu mówiła — wyraźnie, dobitnie — Wiém że mnie kochasz.
Staś nie przestał na tém, zuchwały był jak młodzik każdy.
— To bardzo źle! rzekł wzdychając.
— Dla czego?
— Bo bym rad, żeby to Pani tylko, i Pani jedna wiedziała, szeptał pocichu.
Rozmowa z szyderskiego, zeszła na ton poufało — sentymentalny i już, już miał się wymówić Staś, miała się zczerwienić i zgromić go Hrabina, gdy głos Pułkownikowéj pieszczony, słodziuchny, dał się słyszéć.
— Jeżeli wolno spytać — cóż to tak żywo zajmuje państwa?