Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mówiemy o téj biédnéj Matyldzie żywo zawołał Staś. Hrabina uśmiéchnęła się, a Alfred powstawszy z krzesła rzekł odchodząc.,
Je savais bien qu’il y avait roman dans cette conversation.
Julia pogroziła mu palcem i wstała — Twarz jéj pałała, przyłożyła dłoń do skroni, czoło było w płomieniach — nie spokojna przeszła się po sali.
— Prawdaż to, spytała siebie — jest że to miłość, miłość znowu? Droga do nowego zawodu, do nowych smutków, możeż on mnie kochać i kochać długo — tak długo jakbym pragnęła? O! może jeszcze czas, może jeszcze można się cofnąć! może lepiéj — Lepiéj! J odepchnąć ostatnią miłość, ostatnie szczęście choć krótkie, choć chwilowe, ostatnie, pewnie ostatnie —!! Zamyśliła się, chodziła.
Tymczasem Staś, którego August ciągnął z sobą, żegnał Pułkownikowę —
— Mam nadzieję widziéć go w moim domu cichutko szepnęła Pułkownikowa.