Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

I spójrzał po przytomnych, opiérając się o stół.
— A naprzód, ozwał się zimno Regent uciérając nos, radbym się dowiedział o projektowanych układach? Bo ja nie projektuję układów i mój klient ich sobie nie życzy. Jedynie więc dla okazania Panom, że nieodbiegamy zgody i pieniać się nie chcemy, przyjęliśmy ich propozycje ukończenia interessu układem. Gdy mówię przyjęliśmy, to się ma znaczyć, żeśmy przyjęli intencje zgody, ale nie warunki zgody.
— A po cóż ja tu przyjechałem? spytał Choroszkiewicz spoglądając na zégarek i przyjmując podaną mu herbatę.
— Nie wadzi próbować — rzekł Regent.
— Możemy mówić otwarcie? spytał Choroszkiewicz oglądając się.
— Jesteśmy sami, odpowiedział August. To mój siestrzan, jak ja interessowany w téj sprawie — rzekł wskazując na Stasia.
— Prosiłbym fajki jeśli można — odezwał się Choroszkiewicz. —