Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

Podano fajkę, napił się herbaty.
— No, ad rem, przerwał Regent, tém bardziéj, że WPan Dobrodziéj czasu niemasz, prosiemy o warunki?
— O tych już mówiłem — rzekł Choroszkiewicz —
— Życzylibyśmy nowych i mamy nadzieję, że namyśliwszy się i naradziwszy ze stroną, przynosisz nam WPan Dobrodziéj korzystniejsze. — W kilku słowach objaśnijmy się — Rzecz się ma tak — Dekret przysądza nam meljoracją bez procentów, apellujem, wygrywamy —
— Aleście jeszcze nie wygrali — ?
— Wygramy —
— To kwestja.
— Pójdziemy do Senatu, rzekł Regent, i wygramy.
— To kwestja —
— Do Obszczego Sobranja — i wygramy —
— I to kwestja —
— Do N. Pana z prośbą, jeśli będzie potrzeba.
Choroszkiewicz w głos się rozśmiał.