Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

głosem Hrabina — do czegóż to nas doprowadzi —?
Odpowiedź była niezręczna, niepomyślana, i wyrwała się Julij, w piérwszéj chwili bez zastanowienia; odpowiedź ta łącząc w jedném my Stasia i ją, i spoglądająca na przyszłość, dostatecznie powiadała, co czuła Hrabina. Więcéj jeszcze, jeśli być może więcéj, mówił głos drżący, smutny, nagle z wesołego zmieniony.
Staś nie wiedział co począć daléj i jak ze swego położenia korzystać, dopiéro po chwili milczenia odezwał się z westchnieniem.
— Czyż w miłości nawet, trzeba patrzéć na jutro i rachować? czyż to uczucie samo za siebie nie płaci? pozwól mi tylko pani kochać, ja nic więcéj nie chcę — A przyszłość — któż ją zgadnie —
— Taka miłość niéma przyszłości — odpowiedziała Hrabina — Pan jesteś młody, nadto młody, ja złamana życiem, zestarzała na sercu — pan masz nadzieję, ja nauczyłam się żadnéj nie wierzyć — nie wierzyć nikomu.
— Nawet młodemu ognistemu sercu jak moje? zawołał Staś.