Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mniéj niż czemukolwiek bądź w świecie — mówiła Hrabina. Alboż pan się znasz, alboż pan możesz zaręczyć za siebie — Może być, przypuszczam, że dzisiaj, na chwilę uderzyło panu serce, żeś pokochał. Lecz czyż mnie kochasz? Nie — kobiétę tylko — Potrzebowałeś kochać — nie miałeś kogo i obróciłeś się do mnie. Kto wié, czy twoja miłość, nie jest obelgą dla mnie? Może ci któś powiedział, żem miała jednego, dwóch kochanków, może mnie kto oczernił i zachciałeś zrobić sobie ze mnie igraszkę — Nieprawdaż? przyznaj —
— O! myślałem dotąd, że pani lepiéj znasz ludzi, odparł Staś żywo — Gdybym tylko chciał miłości, byłbym ją znalazł dawno; jednakże czyste i wolne mam serce. Zrobiłem wybór, nieszczęśliwy dla mnie, ale nieuchronny — Możesz mi pani wierzyć lub niewierzyć — nie będę przysięgał, ale dowiodę, że kocham dwudziestoletniém sercem, całém, gorącém sercem młodzieńca —
Hrabina spójrzała mu w oczy, podała rękę w milczeniu i westchnęła. Staś do ust ją przycisnął. Powozy nadchodziły i Miss Fanny