Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

nadbiegła, pokazując bukiet nieśmiertelniczek i ostów.
W milczeniu długiém, spoglądając na piękną okolicę, wzgórza, doliny, gaje, dalekie wsie z trzykopulnemi cerkwiami, błyszczące stawy, wijące się po łąkach rzeczułki, na ruch wiejskiego gospodarstwa; dojechali do majątku, pani Pułkownikowéj Gorkowskiéj —
Na wzgórzu panującém nad okolicą, w pięknym niby-angielskim parku, stał dom a raczéj pałacyk pani Pułkownikowéj. Tuż za nim zielona łąka przerżnięta szerokim stawem, u którego końca szumiał murowany piekny, facjatą do domu obrócony młyn. Dziedziniec otaczały białe misterne sztachety z murowaną smakowną bramą. Na środku jego jaśniał klomb kwiatów, z którego teraz pozostało tylko, kilka zimnem wczesném powarzonych Dalij i astry. Cały przód domu zajmowała galerja, z piękną balustradą, a tuż nad dach zwieszały się akacje, których kształty piękne, dawały się rozpoznać, mimo że im już brakło liści.— Na prawo i lewo przystojne domki mieściły kuchnie i mieszkania officjalistów. — Czystość była wyszukana, bo nawet przed temi dom-