Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

bukiet oranżeryjnych kwiatów, okrywał wazon staréj saskiéj porcelany przedziwnéj piękności
Staś niemógł się wydziwić wytworowi i piękności tego salonu, urządzonego prawdziwie con amore, z uczuciem jakie tylko kobiéta potrafi wlać w ubranie mieszkania, z uczuciem którego nie zastąpi nigdy przepych, złocenia i kosztowności.
— Ta kobiéta ma czucie! rzekł do siebie mimowolnie Staś, wprowadzając Hrabinę.
We drzwiach spotkała ich Pułkownikowa, która na ten raz cale inaczéj wydała się Stasiowi, może dla tego, że ją pokochał za jéj dom i salon. Ubrana była świéżo, ale niewytwornie, wydawała się młoda, nawet zdawało się że nie miała pretensij. Z słodkim uśmiéchem przyjęła ich u drzwi i powitawszy Stasia kilką grzecznemi słowy, spuszczeniem oczu, ukłonem, powiodła Hrabinę do kanapy. Natychmiast zajęła się przyjęciem gości z największą troskliwością, przewidując kogo czém zabawi, co kogo zajmie, gdzie komu będzie lepiéj. Gdy podawano herbatę, wiedziała jak ją nalać dla kogo, jakie frukta podać komu. Nie zapomniała nawet że Miss Fanny, bardzo