Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

lubi winogrona i więcéj ich niż innym, angielce przyniosła. Wszystkich tém ujęła niewymównie, a sama tak zdawała się być szczęśliwa usługując swym gościom.
— Szkoda że zimno, rzekła po chwili, pokazałabym mój ogród państwu — wiele zyskał tego roku. — Ja tak lubię mój ogród. Nieprawdaż? obracając się do Stasia, że ogród to przyjaciel, to pociecha w samotności?
— O! zapewne, odpowiedział Staś, a przetwarzać swój ogród, upiękniać, dodawać w nim, przemieniać, staje się prawie namiętnością, i tak silnie zajmuje.
— Ja niewiem czybym żyła bez xiążki, bez ogrodu i kwiatków, odezwała się z westchnieniem Pułkownikowa. Kiedy kto sam jeden jak ja, bez przyjaciół, bez —
— Bez przyjaciół — przerwała Hrabina — możeż że to powiedziéć — a my wszyscy —
Pułkownikowa podziękowała wdzięcznie, ale tak jakby powiedziéć chciała — Toż to przyjaźń?
— Najlepsi przyjaciele, mówiła daléj, nie mogą być zawsze ze mną, zastępują ich