Tak minęły kilka tygodni, nareszcie i rekrutów ze wsi do miasta powieźli i czas było powracać do domu. Ojciec kilka razy nakazywał już przez ludzi, aby Sawka powracał, że niéma się czego obawiać. A Sawce już było ciężko pomyśléć, że Naści nie zobaczy i ona taki teraz jak się zgadało o rozstaniu wyraźnie smutniała i mówiła —
— Oj, taki wy o mnie zapomnicie — czy to ja jedna na świecie! A ja młoda tutaj, napróżno za wami patrzéć będę; napróżno waszych swatów wyglądać —
Sawka klął się i bożył, że aby tylko do domu powrócił, uprosi ojca, i przyszle swaty. Jemu tylko było w głowie, czy stary Naścin pozwoli —
— A co o to, to głowy nie łamcie, rzekła dziewczyna, ja w tém, że was przyjmą —
I jednego wieczora, wybrał się Sawka nazad do wsi, bo mówili że pewnie już wszystkich rekrutów zdano. Smutno mu było tę pustą porzucać stodołę, ale cóż robić — Obejrzał się, westchnął i ruszył żwawo ku wsi.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.