życie to ciągła walka z ubóstwem pokrytém pozorami dostatków — Mój mąż nie pojmuje tego, on nawykł do burzy, do kłamstwa, on w tym żywiole jak w swojém, jego nie obchodzi ani opinja ludzi, ani znaczenie czynności, on o nic nie dba prócz siebie.
Przyszłość nawet jedynego dziécięcia, dla niego obojętna. Pożyczać, pożyczać, utrzymywać się w pozorach państwa, nie czynić z siebie żadnéj ofiary, nie zniżyć się w oczach swych współbraci: oto cel jego cały. O resztę niedba. Związana z takim człowiekiem, w którego sercu jest tylko trocha źle zrozumianéj dumy, który nierozumié sumienia, mogłażem być szczęśliwą? I dziwnaż że szukałam szczęścia za granicami moich obowiązków? O! każdy mi przebaczy, kto pojmie com wyciérpiała. Prawda, jam winna, bom nieraz wyciągała ręce ku ludziom, pragnąc choć chwili, choćby kradzionego szczęścia. Bóg mnie srodze ukarał — wszyscy i wszystko zawiodło — Wszędzie spotykałam tylko kłamane uczucie, którém mi płacono za moje prawdziwe. Moje życie poświęcone było na zawody, na strapienia, na męki — O! gdybym choć miała
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.