Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

co za szczęściem goni a nic nie czyni z siebie — Moja inszą jest; im więcéj uciérpię dla ciebie, tém będę szczęśliwszy. —
To mówiąc Staś przyciskał do ust rękę Julij, namiętnie ją pocałunkami okrywał i uczuł na czole swojém dotknięcie jéj ust gorących —
Któż opisze tę piérwszą chwilę szału i szczęścia, pomięszanego z zgryzotą, z bojaźnią, z niepewnością, ze drżeniem; ten rozkoszny wieczór co im ubiégł tak prędko, że gdy pożegnać się potrzeba, nie wierzyli godzinie, nie wierzyli sobie, nie wiedzieli jak przeżyli ten czas, tak długi kiedy indziéj, teraz tak krótki? —
Późnym wieczorem odjechał Staś do domu, odjechał szczęśliwy, pełen myśli o poświęceniach dla Julij, pełen zamiarów nadziwniéjszych dla ustalenia jéj szczęścia. Chciał jéj oddać wszystko co miał, chciał zapewnić jéj spokojność, chciał ją i jéj męża podnieść w oczach ludzi na opinij, celem swojego życia uczynić reabilitacją Hrabinéj — Taka to jest miłość młoda, miłość szlachetna, co jeszcze nie umié nic rachować i wszystko po-