Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

kompromitując nikogo, latają gdzie róża wykwitnie; dziś są jutro ich niéma. Ale gdy byli sami, nagradzali sobie ciężkie chwile udawania, przymusu przy ludziach; wówczas wylewała się cała ich miłość, w słowach gorących, w rozmowie płomienistéj. Staś rozdziérał przed nią swoją duszę i serce, aby pokazać jakim był w istocie; karmił ją jak pelikan starożytnych, dzieci; krwią swych piersi — I jéj miłość nie ustępowała młodzieńczéj jego namiętności.
Stasia serce wrzało raz piérwszy wybuchającym płomieniem, z całą gwałtownością lat dwudziestu; ona kochała jak kochają raz ostatni, pochwyciła go i cisnęła do serca, jak tonący chwyta belkę rozbitego okrętu. Wiedziała, że gdy jéj wyrwie się ta miłość, już nie wróci to uczucie do zbolałego serca, już nie zaświta gwiazda nad jéj głową. Dotąd zalotna, próżna; teraz stała się dla niego namiętną, szlachetną, marzyła o poświęceniach, brzydziła się swoją przeszłością, która ją w oczach własnych niegodną płomiennéj miłości piérwszéj Stasia czyniła. Powolnym wpływem pełnego szlachetności młodzieńca, Hrabina od-