Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

winno by ci być przestrogą, nawet bez komentarza z mojéj strony.
— Myślisz więc że mnie o tę przysługę, kto kolwiek bądź prosił, że jéj kto wymagał, że mi dano do zrozumienia, abym to uczynił? spytał żywo.
— Tak bym sądził.
— Ale ja to uczyniłem z własnego popędu i woli. Hrabia się nawet opiérał i przyjąć niechciał, a Hrabina dowiedziawszy sie płakała —
— Jeśli tak jest tém gorzéj, odparł August. Do czego cię to wszystko doprowadzi, spytał, co za koniec temu wszystkiemu? kochasz kobiétę starszą znacznie od siebie, która by prawie twoją matką być mogła — Przypuszczam, że ona szczérze cię kocha — Jakaż twoja przyszłość? co daléj? jaki koniec —? powiédz mi sam, na czém to się skończy?
— Wujaszku, odparł Staś, nie pytaj mnie o to, nigdy nie rachuję na jutro, nie układam planów na dal, teraz mniéj niż kiedykolwiek. I lepiéj że, powiédz mi z pla-