Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

co chwila drżéć musisz i lękać się, z którem kryć się, którego się wstydzić potrzeba —
— A o któreż szczęście nie lękamy się? spytał Staś — obojętnie.
— To okropna! to okropna! zawołał August, tyś ślepy, ty doszedłeś do tego stopnia szału, że cię nic uleczyć nie może, że żadnego nie przyjmujesz lekarstwa. Opamiętaj się Stasiu — to szaleństwo — Będąc młodym, można zbłądzić, można zbłądzić będąc człowiekiem, ale uwikłać się tak w błędzie, aby niewidziéć prawdy, nie znać swojego położenia, nie rozeznawać co złe a co dobre — to szaleństwo!
— Niech to będzie szaleństwo odpowiedział Staś, mnie z niém dobrze, jam w niém szczęśliwy.
August zamilkł, chodził po pokoju i dumał; Staś wziął spokojnie cygaro, zapalił i usiadł w krześle.
— Nie myśl, zaczął znów po chwili dumania August, abym ci się narzucał z radami, abym chciał cie gwałtem, siłą, od-