szego na dwie klassy — panów i ślachty, klassy nieustannie stykające się z sobą, a nie mogące się pojednać, ani połączyć, a co gorzéj cierpiéć i szanować. — Ślachta dumnie oddziela się od tak zwanych panów, formuje swoje towarzystwo oddzielne, daje swoje wieczory, ma swoje zabawy, rozpowiada co tylko wymyśléć lub dójść potrafi przeciw panom; niekiedy aż do zaczepki widocznéj dochodzi. Czasem znowu głucha na przyjaźny głos pański, odpycha grzeczności, gardzi niémi i wyszukuje w głowie powodów nienawiści, zmyśla dla siebie upokorzenia, aby swobodniéj gniewać się i dąsać mogła.
Co się tyczé panów, ci chcieli by tylko bawić się, bawić się nadewszystko, a niektórzy jeszcze chcieliby także — jako tako dokończyć interessa dokuczliwe. — Co najwięcéj zarzucić by można panom naszym, to złe pojęcie życia i jego celów, zupełne nie zastanowianie się nad sobą, uganianie się za zabawą, przyjemnostkami, obojętność na dobro publiczne, na zużytecznienie życia, przy tylu środkach użyteczności, jakie w ręku mają. Juściż przecie, nie na to was Bóg panami
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/014
Ta strona została uwierzytelniona.