Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

Co do mnie wolę w człowieku wielką naukę, wielkie uczucie, jak ten bękarci, niedowarzony dowcip, przypisujący sobie prawo sądzenia o wszystkiém i wszystkich, a wymykający się sądowi drugich o sobie, swoją nikczemnością, swoją naturą niepochwyconą, Dla czego wszyscy wolą dowcipować, niż okazywać ślachetne uczucia, wyższy sposób widzenia rzeczy, naukę?? Bo nic łatwiéjszego nad dowcip, a gdy jeszcze umié się jako tako po francuzku, to dyspensuje od pojmowania rzeczy, od zastanawiania się nad niémi, on trouve son esprit tout fait tylko wziąść i podawać gorąco.
Co za rozmaitość postaci, co za różność powozów ciągnących się na kontrakty. Po drodze spotykasz wózki, wózeczki, sanki, koczobryki, kocze, karéty, aż do wozow na saniach, aż do bryk kupieckich. Niedowierzający saméj drodze, która zwykła psuć się w téj porze roku u nas, rżną się kołami przez śniegi, bliżsi szybują po zatokach i wyślizganym gościńcu różnego kształtu sankami.
Tam ubogi ślachcic, parą chudemi konikami, zaprzężonemi w szleje parciane, wlecze