Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

siwy, włosy krótko postrzyżone, twarz wygolona cała.
Człowiek ten na własnym lub cudzym folwarku, na wielkorządstwie jakim kluczem zbiéra piéniądze całe życie. Ja zupełnie nie rozumiem w jakim celu? zapewne żeby miał przyjemność pożyczyć je tym, od których nie odbierze ich więcéj, co roku jechać na kontrakty i kłaniać się o procent lub kapitał nadaremnie. A jakież jego zbiory! Nie jest to spekulator, co na jednym pomyśle obfite zbiéra żniwo, co układa plan, rzuca piéniądze, sieje grosze, a zbiéra tysiące. O nie! Zbiór jego mozolny, powolny, pracowity, odbiéra od gęby, żałuje sobie, dzieciom, żonie, skąpi, aby mógł po groszu, po złotówce, po rubelku, uciułać kapitalik, reprezentujący pracę całego życia, niewygody, utrapienia, jakie mu poświęcił. O nie jeden grosz wykłócić się musiał, za nie jednym nabiegać i napracować nim go odzyskał, nie jeden zrosiła łza swoja, łza cudza, nie jeden zardzewiał od potu, który nań padał kroplami — i cóż potém — Te grosze, te złotówki, ruble, oddaje za kawałek papiéru, aby ich nie zobaczyć więcéj.