Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! winszuję, mówi do jednego. Przedałci Tarany? hm — Po 55 za dusze?
Wyśmienicie!
— Coż kiedy mi wszystkiego —
— To nic, Totumfacki przerywa — wiém! wiém! ale to pewni ludzie, ewikcja jest! Bądź zdrów.
Natrąca się drugi —
— Skończyłeś interess, winszuję —
— Z kądże wiész, tylko co —
— Otoż to! tylko co — Winszuję, dobrześ zrobił, bardzo dobrze!
Trzeba wiedziéć, że u Totumfackiego, rzeczy skończone są wszystkie bardzo dobre, i gdyby nawet w istocie nie bardzo fortunnie się powiodły, wystawia je zawsze w najlepszém świetle, promieniejące przyszłością, nadziei pełne. — Gdy mu brak do dowodzenia argumentów, dodaje.
— No! to coż chcesz? inaczéj być nie mogło. Ot! chwała Bogu i za to! Czegoż bo wy już chcecie! —