Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

jego prawie żadne, głowa pusta, całego dostatku kilku chłopków, dwadzieścia lat, zręczna figurka, ładna twarzyczka i dobrze skrojony frak.
Wybiegłszy piérwszy raz na świat, miał w kieszeni kilka tysięcy złotych; wpadł między panów — graczy. Siadł do gry z niémi. Oni stawiali po sto czerwonych złotych na kartę, postawił jak oni, przypadkiem wygrał, raz, drugi, trzeci, teraz porzuciwszy wszystko gra tylko. — Ubogi chłopiec. żyje jak panowie, ma liberją, powozy, konie, garderobę pańską, porządki wytworne; bywa w najlepszych towarzystwach, ma honor tańcować z Jaśnie Oświéconemi, siadać u jednego z niémi stołu, a teraz przegrywa do nich. Teraz już bowiém przegrywa, ale to go nie zraża, gra dla tego, pożycza a gra i żyje jak żył. Daje obiady co go kosztują, po kilkaset czerwonych złotych. —
Co będzie daléj, co jutro? widać że się nad tém nigdy nie zastanowił, nigdy o tém niepomyślał. Wszyscy do koła śmieją się z niego, ale póki ma pece w kieszeni grają z nim