Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/060

Ta strona została uwierzytelniona.

— To nieuczciwie —
— Ja będę żądał satysfakcij —
— Ja niémiałem intencyi obrazić WM. Pana Dobrodzieja.
— To co innego.
— Jak się masz!! kopę lat niewidziany! kochany koleżko! A cóż wist jak idzie —
— Niedobrze —
— Ooo?? proszę!!
— Osiem złotych groszy dziesięć, a pięć złotych groszy dwanaście, trzynaście złotych, groszy —
— Proszę no Jasnego pana
— A co —?
— Nu, a co będzie?
— Nic nie będzie
— A wełna?
— Ani grosza od dziesięciu —
— A pół dziewięta?
— Co to ty myślisz że ja bankrut?
— Nu — nu — wola Jasnego pana —
— Dasz pół-dziesięta?
Staś wpadłszy w ten odmęt, mimowolnie rozweselić się, zapomniéć zaciekawić, musiał. Tak to wszystko było nowém i nie-