Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.

— I pewnie wszystko skończone?
— Najpewniéj —
— I nie będziecie się bić?
— Zaręczam! odparł Alfred, to by było śmieszném, ja jestem młody, on stary, ma dzieci, żonę, cóżby to był za pojedynek? On się nawet na szpady i na pistolety bić nie umié, a ja na pałasze nie potrafię —
— I nie będą o tém gadać?
Soyez tranquille! rzekł Alfred całując w rękę — Soyez tranquille, nous leurs fermerons la bouche.
Gdy się Alfred ukazał, zaczęto powoli nieznacznie gromadzić się w koło niego, zapytywać — Dowiedzieli się wszyscy że rzecz skończona i jedni do kart, drudzy do tańca pośpieszyli. Wieczór przeszedł wesoło, Pułkownikowa spokojna o trzeciéj z północy spać się układła.
Nazajutrz oprócz rannéj szlichtady, był w sali Ratuszowéj wieczór tańcujący za biletami płatnemi. August wyciągnął nań Stasia.
Wszedłszy na salon, zdziwił się Staś nad jego małością; która tém bardziéj