Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to za jedna, spytał jakiś młody w żółtych (trzeci raz wziętych) rękawiczkach, dandy Dubieński — jakiegoś Jegomości, wyglądającego na adwokata.
— Hm! Hrabianka! Wesolutka panienka, co się śmieje ze wszystkich, od Boga wyznaczona żona dla Hrabiego Alfreda, bo oboje całe życie dowcipują — Patrz pan — jak się do rozpuku śmieje z nieszczęśliwego gallicjanina!
— Nie tańcuje?
— Zawsze ją noga boli, gdy kto z nas poprosi do tańca. Co się tyczé dowcipu! myślę że trochę ma żółci, która długie w stanie panieńskim trwanie, dodaje — Mści się na świecie, za to że ją świat szanując bardzo, obchodzi do koła. A cóż panie, Hrabianka, nie pójdzie za ślachcica, a gdyby poszła, to by go zjadła we dwa lata na fioki, a Hrabiowie szukają piéniędzy. Może téż nie jednemu wydaje się, że choć jest Hrabstwo, a imienia niéma.
— A ta druga obok!
— To konsyljarzowa — Nieprawda że ładna i ładnie ubrana? Ta suknia uszyta