Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

jest z długiéj febry pana Sędziego, czépeczek i szal nie wiedziéć tam już z czego, a peleryna blondynowa z rumatyzmu Grafa P.....
Staś słysząc to roześmiał się —
— A daléj, spytał przybysz nieznający nikogo.
— Hrabina... Poczciwa i dobra pani! ani to dumne, ani się wynosi, ani gardzi ludźmi, pobożna, dobroczynna, spokojna — Nie panoszy się, bo wié, że jéj nikt państwa nie zaprzeczy. Jak była młodszą żyła po ludzku, może czasem nie bez grzéchu, ale zacna pani! Co tam, na to uważać!
Gdy to mówili, panie po jednéj wychodzić zaczęły i wysunęły się wszystkie — zostali tylko mężczyzni i z tańcującego wieczoru, zrobiła się męzka pohulanka — Strzelały korki, przyniesiono stoliki, i zaczęto grać, jeść, pić i na tém się, późno w noc zakończyło kassyno — Ślachta porozchodziła się po kwatérach, do szlafroków, fajek i spokojnego wista.
— Ale to wcale nudne. te twoje kontrakty rzekł Staś wracając z Augustem. Musicie być bardzo głodni, kiedy na taką zabawę umyślnie się zjeżdżacie — Gdzie zaj-