Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.

ranna, najniebezpieczniéjsza z godzin; co chwila téż drzwi się otwiérały i wsuwała się nowa postać. Pan Żylkiewicz był to mężczyzna lat cztérdziestu, łysawy, w okularach, dobréj tuszy, fiziognomij pełnéj i mało wyrazistéj, charakterystyczném w niéj tylko było zarośnienie oczów, które prawie niewidoczne się stały. Pan Żylkiewicz czytał i notował na papiérku.
— Panu Stanisławowi N. 40,000 — To nie pilno, jak mówi Graf.
— Panu Ostrożalskiemu 100,000, Procenta zaległe od lat pięciu, musi procentów część ustąpić, a część mu zapłacim.
— Panu Wyżyńskiemu 50,000 Złł. — Chce kapitału koniecznie i oznajmował trzema miesiącami wprzód — Do diabła. Ale jakoś to zrobiemy.
— Pani Zyglińskiéj 80,000 Złł. I ta chce kapitału! Wszyscy bo chcą kapitału! Poco im te kapitały! Hm —
— Małoletnim Piszczałkowskim 120,000 opieka reklamuje, trzeba zapłacić —
— Rachunek drobnych długów, procentów, wynosi blisko 200,000. Ogromnie! Nie-