Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! No proszę! zupełniem był zapomniał zawołał Żylkiewicz przetrząsając papiéry. To tobie termin na kontrakty?
— Jutro —
— Jutro!! Hm! Aha! tak! A, to zobaczemy!
— Czy ja mogę szczérze mówić? spytał żyd oglądając się.
— Mów, mów panie Szloma i siadaj proszę, rzekł plenipotent.
— Żyd usiadł i sapnął.
— Bardzo źle gadają na pana Grafa, odezwał się cicho.
— Zwyczajnie, człowiek ma nieprzyjaciół!
— Nu! nu, co to ze mną taić — mówił żyd daléj, powiadają co on nikiemu nie zapłaci. Ja panu będę wdzięczen, niechaj pan mnie powié prawdę —
— Pan Żylkiewicz strzelił oczyma i odchrząknął.
— Wié, Jasny Pan co, niech mnie pan zapłaci, a ja ustąpię dla Jasnego pana cokolwiek —