Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

— A wieleż spytał cicho Żylkiewicz —
— Nu! sześćdziesiąt rubli —
— Co to ty myślisz — że ja —
— Żyd przerwał wstając — Niech się pan nie gniéwa — tysiąc złotych —
— Ale ja o tém i słuchać niechcę —
— Cały procent. —
— Hm? cały, pan wié, mnie trzysta rubli procentu za te dwa miesiące należy —
— Cicho! aspan, pan Graf idzie — Jdź waćpan, idź, albo — gdyby cię zastał — Ale nie, ruszaj — przyjdziesz jutro —
— Żyd wyruszył jednemi drzwiami, gdy Graf wtoczył się drugiemi z fajką w zębach, w szlafroku —
— A co Żylesiu, jak tam interessa? spytał siadając w krzesełku — A jakie tu niewygodne krzesełka!
— Żylkiewicz milczał, patrzał w papiéry i zdawał się mocno zajęty.
— No, a co Żylesiu?
— A co, panie Grafie ma być — bardzo źle —