Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/090

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, otóż to, jeśli nie dla nas, to dla dziecka, Hrabino —
— Nie! nie! nie! zawołała powstając Julja z godnością, z powagą — nie — i stokroć nie — Niech na naszém, niech na jego sumieniu nic nie ciąży! lepiéj ubóstwo niż sromota, niż zgryzoty.
— A wiész co to ubóstwo? rzekł Hrabia, wiész co to nędza, co to niedostatek? Tyś ich nigdy nie skosztowała, ty ich nie znasz. Wiész ty co to ręczna praca, co to odarta suknia, co to wejrzenie ludzkie, piekące w serce, gdy padnie na ciebie zubożałą — zgniecioną, poniżoną —
— Ubóstwo nie poniża.
— Dobrze to mówić — śmiejąc się rzekł Hrabia — Ty myślisz że ty wytrzymasz ubóstwo, niedostatek? Ty pojmujesz je zapewne, tak jak to pięknie opisują w romansach, niedostatek sielankowy, ubóstwo malowane! Ty spędziłaś całe życie w przepychu, w bogactwie — i nie masz wyobrażenia co cię czeka, W chwili uniesienia na wszystko się podejmujesz — ale gdy przyjdzie —
— Wszystko zniosę, zniosę! zawołała Julja.