Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

westchnęła do Boga, raz to może piérwszy uciekała się do niego i ufać zaczynała, że ją wspomoże.
— Jam niegodna, ja wiém żem twojéj niewarta litości, ale ulituj się Panie, wołała — ulituj się — Spójrz na mnie — nie jestżem tą chwilą dość ukarana za całe moje życie —
Staś wszedł, ale z wypogodzoną twarzą, jasném obliczem zwiastującém wesołą nowinę.
— Modliłaś się, rzekł podchodząc z otwartym listem w ręku — Bóg cię wysłuchał. — Patrz jak skuteczne twe modły Juljo.
— Ach, cóż się stało —
— Sukcessja —
— Na mnie? zawołała Julja.
— Na ciebie, po stryjecznym twoim bracie, jesteś teraz w stanie podnieść interessa męża, i możesz być panią wszystkiego — Nieustępuj od tego, ażeby oddalił plenipotenta, popłać długi i weź je na siebie. Kredytorowie ułożyć się mogą — Wszystko ocalone.