tała, na twarzy anielskie uspokojenie, jakaś szczęśliwość, rzadko kiedy piętnujące się na licu człowieka. Jakkolwiek podpiły Hrabia, postrzegł zmianę w obliczu żony, zostawił ją we łzach, w konwulsyjnéj rozpaczy, w trwodze, znajdował jaśniejącą pokojem.
— Hę! hę! odezwał się — a co —? kazałaś Stasiowi dać te piéniądze? co? Widzę po twarzy żeś spokojna? Albo możeś się zdecydowała? I w istocie! masz rozum Julciu, bo to romanse wszystko, te uczucia, uczucia, ślachetnosci etc. etc. To romanse! Przedewszystkiém interessa!
— Ale przed interessami sumienie — Hrabio — odparła dumnie Julja.
— A no, to dajże radę, rzekł Hrabia, ze śwojém sumieniem — A kiedy niéma rady —
— Oddalisz Żylkiewicza, a ja wszystko biorę na siebię!
— Naposiedli się widzę, na tego gałgana Żylkiewicza, dla tego że ja go lubię. Ale co ty chcesz, to dobry wcale człowiek.
— Który ci śmiał dziś rano, doradzać taki krok!
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.