Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszedł Żylkiewicz.
— A co JW. Grafie, będzie co z tego.
— Hę? A! zobaczemy! Ale co ty zrobił Żylesiu wszystkim, że ciebie tak nie lubią —
— Mnie? i cofnął się plenipotent obejrzawszy do koła — Mnie? A toż kto?
— A, i Hrabina i ten, ten — a! wiész — mój przyjaciel — ten, co to 20,000.
— Pan Stanisław! rzekł zdumiony Żylkiewicz — spuszczając nosa i szukając co by powiedziéć —
— A i Xiąże — D. — mnie przestrzegał, że ty kradniesz jakoby? dodał Hrabia.
— Żylkiewicz ręce załamał — Kto! ja? ja! JW. Grafie! mnie sił i słów brakuje, żeby odpowiedziéć na te kalumnije! To zgroza! Otóż to za dziesięć lat pracy — za moje zgryzoty, — pot czoła i znój — (zaczął popłakiwać)
— O! jaki ty to czuły Żylesiu — rzekł Hrabia — A to głupstwo wszystko — Czy ty myślisz, że ja dawno sam niewiém że ty kradniesz —