Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— JW. Grafie — zawołał Żylkiewicz czerwieniąc się, jąkając, krztusząc, piszcząc i niewiedząc co począć.
— E! cicho bo Żylesiu! każdy z was kradnie, ale musiałeś przebrać miarkę, kiedy na ciebie wszyscy krzyczą. Trzeba żebyś tam zdał papiéry, rachunki i piéniądze, bo to oni tam jakąś radę dadzą tym interessom, moja żona z Panem Stanisławem
— Ten pan, pan wié co to jest ta jego przyjazń dla JW. Grafa? zawołał Żylkiewicz — pan wié!
— Cicho byś był Żylesiu — ja wszystko wiém, wszak ja wiedziałem że kradniesz, a nicem ci nie mówił —? Więc zdasz papiéry i rachunki, komu tam powiedzą.
— Bardzo dobrze, bardzo dobrze! ja sam tego chcę! Po takiéj potwarzy — ja tu pozostać niemogę. Pan Graf rób co chcesz; ja go ostrzegam, to kajdany się na niego kują. Oni chcą wziąść wszystko w swoje ręce, a panu nic nie zostawić. Ja dla JW. Grafa nagotowałem już te 3,000 rubli —
— Już nagotowałeś? w papiérach?