w bród — kupuję kamienicę w Warszawie, przenosim się na mieszkanie do stolicy — Jém co dzień u Marego —
Julja niemogła wstrzymać tego potoku słów, któren się wylał w piérwszym zachwycie z ust Hrabiego —
— Powoli, odezwała się się nakoniec, to co mamy, jest teraz moje.
— Hę?
— I nic z twoich projektów Hrabio —
— Hę? A ja —
— Będziemy żyć skromnie, oszczędnie i nie zaciągać więcéj długów — Dzisiejszy ranek otworzył mi oczy — Niechcę więcéj tak drogo okupujących się rozkoszy?
— A mnie to myślisz z kwitkiem wyprawić? spytał Hrabia.
— Będę się starać żeby ci na niczém nie brakło i żebyś nie postrzegł odmiany jaka zajść musi w domu, koło nas.
Hrabia się głośno rozśmiał.
— I myślisz że ja dozwolę na to co ty zechcesz? że —
Julja odwróciła się pogardliwie od niego i przeszła do swojego pokoju —
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.