Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

trzewików za dwa złote i dywanów za dwieście dukatów! A jak ci się uśmiéchają, wdzięczą, przymilają kupcy, wodząc za tobą okiem, w którém jedno zawsze wyryte pytanie —
— Czy pan nic niekupujesz? mógłżebyś nic nie kupić??
Jak te towary poukładane aby nęciły oko, aby wzbudziły ciekawość, jak powystawiane, poprzyczepiane, powiązane jedne na drugie — Z począku rozeznać nic niemożesz, zaostrza się ciekawość, wymawiasz sobie że niepoznałeś co to — zastanawiasz się — patrzysz — Już kupiec wygrał, boś stanął i wlepił oczy. Aż oto zwracasz wejrzenie na cóś — Zdało by się! Ładne bardzo — Spytajmy o cenę — Drugi raz wygrał kupiec — Teraz rozwija się w całym blasku jego talent. Z jaką to grzecznością, uprzedzeniem, z jakim wytwornym gestem, podaje ci przedmiot żądany, jak najlepszą jego stronę umié wskazać jak wynosi przymioty, ozdobność, trwałość i niską nadewszystko cenę. Z pełną głową cudownego utworu, napatrzywszy się na jego wdzięki, mimowolnie powiadasz sobie że to bardzo tanio — niezważasz na to, że