Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

bogatych, otwartych, a do nich cisną się ze świéczkami, ofiarami i modlitwą pielgrzymi pobożni, całując naprzód ziemię, potém nogi i ręce Świętego.
W ciemnéj świątyni, całkiem prawie wyzłoconéj, a poczerniałéj od czasu i dymu kadzideł i świéc, te stojące wszędzie trumny, pomnażają jeszcze uczucie religijnego przestrachu, trwogi, uczucie niepojęte uszanowania. Ze wszystkich stron leżą Święci i śpią snem błogosławionych, spokojnym, nieprzerwanym, czczonym — U stóp ich to mnich czarny, to mniszka, to wieśniak, to stary żołnierz odstawny, klęczy przylepiwszy cieniuchną świéczkę ofiarną do trumny. Wśród ciemności jaśnieją te światełka jak gwiazdki, a z posępnej ciszy, przerywanéj tylko cichém po suknie stąpaniem, nagle powstający głos przeciągły śpiéwu pobożnego, dreszczem przejmuje. Na lewo Cerkwi na murze czarnym, są portrety kilku Hetmanów kozackich, ciemne jak przeszłość postacie, nie żywe jak ona dotąd, poważne i straszne — Z ogromnych opon wyglądają twarze wąsate, oczy czarne, nieruchome i