— Kto to jest? spytał Staś —
— Niedaleka z naszych stron sąsiadka, Prezesowa —
— A ta druga
— Widzę, żeś pomimo roztargnienia, uważał i tę drugą, rzekł August — Jest to piękna (o tém zdaje się niepotrzeba przestrzegać) panna Natalja, jéj siostrzenica.
— Cudownie piękna, odrzekł Staś — ma cóś w wyrazie twarzy, dziwnie idealnego, rzekłbyś że to obraz ożywiony, na którém malarz się wysilał, dla stworzenia jakiéjś niebywałéj na ziemi Sylfidy.
— Będziemy u Prezesowéj wieczorem —
— O! najchętniéj! odpowiedział Staś prędko, radbym widziéć z bliska, tę pannę Natalję; lękam się tylko, aby uroku jaki jéj twarz wywiéra, nie rozbiła rozmowa — Możeby lepiéj, żeby tylko patrząc, ust nie otwiérała.
— Nie bój się, z uśmiéchem rzekł August; otwarcie ust podwoi urok. Całkiem to idealna istota, co spaść musiała z niebios
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.