Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

już po pokoju nucąc cóś pod nosem, stawał przed zwierciadłami i włosy swe jak mógł najpoetyczniéj układał.
— Chce się podobać, rzekł wuj — I to dobry znak. A ponieważ gotów jesteś, jedźmy trochę wcześniéj, powiedział do Stasia, nim się goście zjadą — będziesz miał czas poznać się z Natalja.
— Bardzo dobrze! wujaszku, jedziemy!
Stanęli przed jednym z najpiękniejszych domów padołu, którego oświécone okna, zapowiadały poczynione na przyjęcie gości przygotowania.
W salonach było kilku prawie domowych co otaczali Prezesowę, jakieś dwie panie mocno strojne i błyszczące świéżemi sukniami, czépkami, szalami, — nareszcie Natalja, która za drugim stołem sama jedna, wsparta na ręku, patrzała w xiążkę. Podniosła oczy na Stasia, gdy wchodził i zatrzymawszy je na nim przez chwilę, powolnie spuściła znowu. Ubrana była smakownie, ale wcale nie wytwornie, strój jéj nawet, przy innych gasł