Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

Natalja się uśmiéchnęła —
— Nie myśl pan, powiedziała, abym tak się przybiérała w jakąś szatę dziwactwa, dla zwrócenia oczów ludzi! O! nie, mnie to tak mało obchodzi, czy na mnie patrzą i jak widzą. Jest to skutkiem usposobienia silniejszego od przekonania o potrzebie, żeby być jak wszyscy. A! jak to dobrze tym ludziom, co mogą być jak wszyscy, co jeśli wyżsi od innych głową, obcinają ją sobie, jeśli szérsze mają myśli, ściskają się do powszechnéj miary. Ja to pojmuję, ja znam siebie, ale nie mogę być inaczéj jak jestem, to by mnie na śmierć zamęczyło. A potém, dla czegóż? nie widzę potrzeby — Jestem egoistą, ale za to wystarczę sobie; jeśli mnie nikt nie pojmie, pojmę sama siebie i nie będę żebrać wzpółczucia, pojęcia mnie, jak inne kobiéty. Jestem zrezygnowana na wszystko i za nic do ludzi żalu niemam.
Staś patrzał na twarz jéj ożywioną, na czarne błyszczące pod długiemi rzęsami oczy, słuchał dźwięcznego jej głosu i zachwycał się nią.